Kiedy Lila mieszkała w rodzinnym Wrocławiu, nie ciągnęło jej do roślin. Mama załamywała nad nią ręce, mówiąc: "nawet kaktusy jesteś w stanie zasuszyć". A jednak zaskoczyła i ją, i samą siebie. Stało się to po zamieszkaniu z mężem na dużej posesji pod Warszawą.
Początkowo zieleń była tu zaniedbana, ponieważ od czasów II wojny światowej nikt nie mieszkał w letnisku na stałe. Rodzina Leszka przyjeżdżała z Warszawy na podmiejską działkę zazwyczaj na krótki weekendowy wypoczynek i uznawała dziki charakter ogrodu bardziej za zaletę, niż wadę. Szczególnie ceniła stare dęby, rosnące na obrzeżach.
IGLASTE DO PARY Z LIŚCIASTYM STARODRZEWEM
Dęby, lipy, brzozy, jesiony, owszem, tworzyły nastrojowy światłocień, ale jednocześnie były dla nowych gospodarzy sprawcami wielu kłopotów (m.in. rozsiały wiele dzieci, które zaśmieciły posesję).
Lilianna Jampolska