Artykuł pochodzi z: Budujemy Dom 6/2009

Szczęśliwy przypadek

– Początkowo szukaliśmy działki w obrębie Krakowa – mówi Jacek Papież. – Przez prawie pół roku zwiedzaliśmy rozmaite miejsca, ale jakoś nie mogliśmy trafić na to właściwe. Pewnego razu pośrednik zaproponował żonie działkę w podkrakowskiej wsi. Kasia nie była zachwycona. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy nie zrezygnować z umówionego spotkania. I dopiero po namowach zdecydowała się zobaczyć proponowane miejsce.

Szczęśliwy przypadek
Jacek Papież od 14 lat pracuje w polskim oddziale firmy Viessmann – jednego ze światowych liderów w dziedzinie produkcji kompletnych systemów techniki grzewczej. Mieszka w podkrakowskiej miejscowości z żoną Katarzyną, sześcioletnią córeczką Hanką i dwunastoletnim synem Bartkiem. Domownikiem jest również kotka o imieniu Lawenda, która niedawno została dumną mamą czwórki kociaków.

Zadanie dla górali

To była miłość od pierwszego wejrzenia – uśmiecha się Jacek wspominając wizytę za miastem sprzed kilku lat. – Problem polegał jednak na tym, że działka, która spodobała się nam najbardziej, nie była przeznaczona na sprzedaż. Pozostałe miały poważny feler w postaci linii energetycznej przebiegającej przez ich środek. Pomimo, że byliśmy autentycznie zafascynowani tym miejscem, zaczęliśmy się wahać. Trwało to na tyle długo, że kiedy przyjechaliśmy tu po raz kolejny, okazało się że wszystkie działki są już sprzedane. Zrobiło nam się smutno, bo w pewien sposób czuliśmy się już związani z tym miejscem. Poprosiliśmy pośrednika, aby odnalazł właściciela przyległego terenu. Udało się. I w ten sposób w 2004 roku działka, która od początku wpadła nam w oko, stała się naszą własnością.

 

Tradycyjny podhalański dom z grubych świerkowych oraz jodłowych bali od początku był marzeniem Katarzyny i Jacka. To oni stworzyli koncepcję domu, a także rozplanowali poszczególne pomieszczenia.

 

Właściwie to nakreśliliśmy nawet dokładny projekt, który został następnie fachowo przerysowany przez architekta – wspomina pan domu. – Budowa, do której zatrudniliśmy górali, ruszyła 13 maja 2005 roku i przebiegała niezwykle sprawnie. Na święta Bożego Narodzenia przewoziliśmy już rzeczy do naszego domu. Budynek wymagał wówczas jeszcze wielu prac wykończeniowych, ale sylwestra obchodziliśmy już na nowym miejscu.

 

Bale użyte do budowy mają grubość 30 centymetrów. To w zupełności wystarcza, aby dom charakteryzowała dobra izolacyjność termiczna. Drewno jest tak doskonałym izolatorem, że wszelkie dodatkowe ocieplenia ścian są całkowicie zbędne.

 

Jacek i Katarzyna, pomimo entuzjazmu dla konstrukcji drewnianej, nieco obawiali się, czy grube bale, pracując pod wpływem zmian temperatury oraz wilgotności, nie zaczną po pewnym czasie pękać. Okazało się, że górale znają prosty sposób zapobiegania takim niespodziankom. Z żelazną konsekwencją usuwali rdzenie pni wykorzystywanych do budowy.

 

Taki zabieg w znaczącym stopniu redukuje naprężenia wzdłużne i w konsekwencji drewno nie ulega uszkodzeniom – stwierdza Jacek Papież. – Poszczególne bale połączone są bez użycia gwoździ na tzw. zamek. Sposób ten nie tylko dobrze wiąże konstrukcję, ale nie wymaga również dodatkowych uszczelnień. Niezbędna jest natomiast niezwykła wręcz precyzja wykonania. Moim zdaniem, jeśli ktoś buduje dom drewniany z grubych bali, to powinien zatrudniać wyłącznie górali. Ich biegłość w obróbce drewna jest naprawdę niezwykła. Znają ponadto wiele uświęconych tradycją sposobów wykonywania różnych elementów domu i niektórych tajemnic zazdrośnie strzegą.

 

Doskonałe zespolenie bali tworzących ściany jest nie tylko skuteczne ze względów konstrukcyjnych. Zapewnia ono również komfort cieplny we wszystkich pomieszczeniach domu. Termoizolacja z wełny mineralnej znajduje się w dachu pokrytym dachówką cementową przypominającą gont. Wełna mineralna ułożona jest również w stropie oddzielającym parter od poddasza, ale tam pełni rolę wyciszenia pomiędzy kondygnacjami.

 

Ciekawostką podkrakowskiego domu jest to, że nie zastosowano w nim tradycyjnych rynien. Woda z połaci dachowych jest zbierana przez wydrążone rynny drewniane, a następnie ścieka do studzienki po zwisających z nich łańcuchach. Dalej przez system rur zakopanych w ziemi odprowadzana jest do zbiornika na deszczówkę.

 

Wybraliśmy to nietypowe, regionalne rozwiązanie, gdyż pasuje do stylu domu, a poza tym jest sprawdzone oraz... bardzo malownicze – podkreśla Jacek. – Na przykład zimą łańcuch pokrywa się grubą warstwą lodu i wygląda to niezwykle atrakcyjnie.

 

Układanie w drewnianym domu przewodów elektrycznych można wykonać na dwa sposoby. Albo prowadzi się je na zewnątrz, po ścianach (co jest proste, ale nie wygląda zbyt estetycznie), albo też można ukryć je w ścianach, ale to już naprawdę wyższa szkoła jazdy. O ile w przypadku domu murowanego lub drewnianego wykańczanego wewnątrz płytami gipsowo-kartonowymi zadanie takie jest stosunkowo proste, o tyle w budynku takim jak dom Katarzyny i Jacka wymaga niezwykłej precyzji. Otwory na przewody muszą być bowiem nawiercone w balach jeszcze przed ich ułożeniem. Niezbędne jest zatem dokładne zaplanowanie, w których miejscach mają znaleźć się gniazdka elektryczne oraz wyłączniki. W ścianach domu nie ma tzw. puszek rozgałęziających. Rozdzielnia elektryczna znajduje się w piwnicy, a wszelkie przewody prowadzone są bezpośrednio do miejsc docelowych.

 

Marek Żelkowski
Zdjęcia: DEMASTUDIO

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!

Pełny artykuł w PDF: Szczęśliwy przypadek

Pozostałe artykuły

Prezentacje firmowe

Poradnik
Cenisz nasze porady? Możesz otrzymywać najnowsze w każdy czwartek!