O buforach ciepła (zbiornikach akumulacyjnych) pisaliśmy w BD 3, nie będziemy więc powtarzać wszystkich argumentów przemawiających za ich wykorzystaniem. Przypomnijmy tylko krótko, że urządzenie to spełnia w systemie grzewczym kilka bardzo istotnych funkcji:
– magazynuje nadwyżki ciepła w okresie, kiedy jego podaż przekracza zapotrzebowanie i oddaje je w sytuacji, gdy ciepła zaczyna brakować;
– może pełnić rolę sprzęgła hydraulicznego (co ponadto pozwala centralnie odpowietrzać i odmulać cały układ);
– w przypadku wyposażenia w wężownicę, może pracować jako wymiennik ciepła, co umożliwia łączenie ze sobą źródeł ciepła o odmiennym charakterze.
Z kotłem za pan brat
Nie ma co ukrywać, że wciąż najczęściej spotykanym źródłem ciepła grzewczego w polskich domach jest kocioł na węgiel, drewno lub tzw. śmieciuch do spalania „wszystkiego”. Mimo ogromnego postępu w konstrukcji takich kotłów, ich stałopalność wynosi zazwyczaj od kilku do co najwyżej kilkunastu godzin, co w praktyce oznacza, że w sezonie grzewczym trzeba w nich rozpalać co najmniej raz albo i dwa razy na dobę. Trzeba też pogodzić się z tym, że przez kilka godzin po rozpaleniu w kotle w domu jest naprawdę ciepło albo nawet gorąco, a potem przychodzi czas, kiedy grzejniki są zimne i komfort cieplny pozostawia wiele do życzenia.
Niemal idealna recepta na poprawę tego stanu rzeczy to włączenie między kocioł a instalację grzewczą, także z zasobnikiem ciepłej wody użytkowej, buforu ciepła (rys. 1). Może być to bufor o konstrukcji najprostszej – zwykły duży zbiornik na wodę o pojemności np. 1000 l, z czterema króćcami połączeniowymi, z których dwa posłużą do przyłączenia kotła, a dwa – do odbioru ciepła (przyłączenia instalacji grzewczej). Kiedy kocioł nagrzeje wodę w zbiorniku, instalacja jest zasilana aż do wystudzenia buforu, a więc jeszcze przez kilka albo kilkanaście godzin po wygaśnięciu kotła.
Na rysunku nie widać pomp obiegowych i nie jest to bynajmniej rezultatem zapomnienia. Choć oczywiście mogą zostać one zainstalowane, to – co należy podkreślić – taki system grzewczy potrafi się bez nich obyć, przynajmniej po stronie ładowania buforu, a jeśli w domu jest grawitacyjna instalacja c.o., może ich w ogóle nie być. Mieszkańcom miast może się to wydać niezrozumiałe, ale dla żyjących na wsi, narażonych na częste przerwy w dopływie prądu, jest nieocenioną zaletą takiego układu grzewczego.
Adam Jamiołkowski
fot. Galmet